Przeglądając blogi przez ostatni tydzień, zebrałam kolejną porcję ciekawych linków. Przekazuję Wam moją kolejną porcję inspiracji:
- Cud-miód z arbuza – wprawdzie sama jeszcze nie wypróbowałam, ale ten przepis wydaje mi się tak genialny i w tak przepięknym kolorze, że nie mogę się nim z Wami nie podzielić :-)
- [EN] 20 Simple Strategies for Getting Healthy na blogu Leo Babauty zen habits – ta lista ze mną rezonuje, a to dobry znak. Czuję, że opisuje spokojny, a nie siłowy sposób na wprowadzanie zmian w życiu, a to mi się bardzo podoba.
- Minimalista na raty, czyli mój sposób na słomiany zapał na blogu My Present Simple Life – trafiłam na ten blog przez artykuł w Wysokich Obcasach o blogujących minimalistach i od tamtej pory go podczytuję, a przy okazji trafiłam na ten starszy wpis o słomianym zapale, który mnie zaintrygował, bo mnie dotyczy, zresztą pewnie jak i wielu innych ludzi. Trochę uporządkował moje myśli na temat tego zjawiska :-)
- [EN] I Was Not a Minimalist, Until I Was u Minimalistów – o tym jak nie zostaje się ekspertem w jakiejś dziedzinie w jeden dzień – polecam, szczególnie jeśli wątpicie w siebie, tracicie cierpliwość lub macie słomiany zapał (komu się to wszystko nie zdarza...!)
- [EN] Hapiness First, Then Everything Else na blogu Steve'a Pavliny – o niezgodzie na sytuacje czy warunki życia, które obniżają nasz poziom szczęścia
Tymczasem ja sama poczyniłam ostatnio kilka kroków wstecz. Przede wszystkim dotyczy to wegańskiego odżywiania, do którego zmierzam. Ale zrobiłam kilka błędów, wskutek czego opanował mnie wilczy głód na produkty niewskazane dla mnie, tudzież takie, których ze względów etycznych nie chcę jeść (nabiał, mięso). Podążając za intuicją i przede wszystkim niesiłowym podejściem do siebie, pozwoliłam sobie na jakiś czas „grzeszenia” w tym temacie. Teraz czuję, że się nasycam powoli (podejrzewam, że zabrakło mi białka w diecie i stąd taki niedający się ukoić głód) i że zacznę przejście na weganizm od nowa, spokojnie i z głową, trzymając się równocześnie zaleceń, jakie dostałam od lekarza medycyny chińskiej, bo wiele z nich łamałam. Ponieważ moim sporym problemem w zmianie diety był brak pomysłów na to, co zjeść, gdy już czułam ssanie w żołądku (czyli praktycznie było o wiele za późno na planowanie), postanowiłam teraz zacząć działać inaczej – i zobaczymy co z tego wyniknie. Moim pomysłem jest, żeby zrobić sobie niezbyt długą listę prostych potraw, które są dla mnie wystarczająco atrakcyjne, zarówno do wykonania jak i do jedzeniea, którą będę miała pod ręką zawsze, gdy będzie to potrzebne (zakupy, planowanie lub spontaniczny głód).
Psychicznie też miałam ostatnio małą „pętelkę” na drodze ku górze, czyli trochę cofnięcia się w postępach, ale to chyba naturalne i nie ma co się przywiązywać do tego, że czasem się zrobi krok wstecz. Staram się więc tym nie przejmować i doceniać to, co już udało się osiągnąć. A ostatnie „wyczyny” obejmują coraz dłuższe spacery, wizytę w przychodni, aptece i nawet kilka razy zakupy w małym supermarkecie (wszystko samodzielnie, bez towarzystwa). Dla większości ludzi banalna sprawa, ale dla kogoś z chwilową agorafobią(*) nie lada zadanie.
(*) Agorafobia kojarzona jest przeważnie z lękiem przed otwartymi przestrzeniami (od greckiego ἀγορά, czyli agora, dosł. miejsce zgromadzeń, rozumiane jako główny plac, rynek), tymczasem dawno już to określenie przestało się ograniczać do lęku przed otwartymi przestrzeniami, a zaczęło obejmować ogólnie lęk przed przebywaniem (szczególnie samemu) w miejscach publicznych, również tych zamkniętych, takich jak sklepy czy komunikacja miejska. Lęk ten może się objawiać np. atakami paniki, a może on być również lękiem wtórnym, np. komuś przytrafił się atak paniki w autobusie to od tej pory taka osoba będzie bała się przemieszczać autobusem i zacznie tego unikać, a wystarczy kolejny epizod np. w sklepie, żeby powoli fobia rozprzestrzeniła się na inne miejsca publiczne.
Jedyną znaną mi metodą na wychodzenie z agorafobii jest stopniowe wchodzenie w sytuacje, przed którymi odczuwa się lęk i pozostawanie w nich dopóki lęk nie minie. Może kiedyś napiszę o tym szerzej, teraz chyba nie czuję się jeszcze na to gotowa (to chyba trzeci czy czwarty w ciągu ostatnich ośmiu lat epizod agorafobii w moim życiu, z którego wychodzę, i mimo doświadczenia, jest to ciągle zaczynanie od nowa).
Jedyną znaną mi metodą na wychodzenie z agorafobii jest stopniowe wchodzenie w sytuacje, przed którymi odczuwa się lęk i pozostawanie w nich dopóki lęk nie minie. Może kiedyś napiszę o tym szerzej, teraz chyba nie czuję się jeszcze na to gotowa (to chyba trzeci czy czwarty w ciągu ostatnich ośmiu lat epizod agorafobii w moim życiu, z którego wychodzę, i mimo doświadczenia, jest to ciągle zaczynanie od nowa).