piątek, 6 lipca 2012

Wyzwania dnia codziennego a skala

Chciałabym dzisiaj napisać o wyzwaniach. Dla każdego oznacza to co innego, i w każdym przypadku właściwym jest przykładanie indywidualnej skali. Coś, co dla jednych jest proste, dla innych jest trudne. Dla jednego wyzwaniem jest cokolwiek ponad usmażenie jajecznicy, dla innego obiad z pięciu dań dla sześciu osób to pestka. (Chyba jestem głodna, stąd takie porównania... ;-))

Dla osoby z nerwicą czy zaburzeniami lękowymi wyzwaniem są często czynności, które dla przeciętnej osoby przechodzą zupełnie niezauważalnie. Co więcej, patrząc z zewnątrz, często takie wyzwania spotykają się z niezrozumieniem. Brzmią czy wyglądają zupełnie irracjonalnie dla kogoś, kto nigdy nie był w takiej sytuacji.

Jedną ze znanych mi metod, żeby zmniejszać poziom lęku wiązanego z jakimiś miejscami czy czynnościami, jest wchodzenie w nie. Dobrze jest zachować przy tym uważność – zbyt małe kroki mogą nie przynieść oczekiwanych postępów, a zbyt duże mogą spowodować nasilenie lęków. Jednym słowem: być dobrym dla siebie, ale sobie też za szybko nie odpuszczać.


Dzisiaj pierwszy raz od wielu tygodni wybrałam się w asyście do większego supermarketu. Bardzo szybko pojawiły się różne natrętne, lękowe myśli i zaczęłam wpadać w panikę, chcąc się „ewakuować”, ale nie byłam sama i wiedziałam, że na pewno damy radę z tą sytuacją. Kulminacja nastąpiła, gdy przy stoisku z pierogami i plackami ekspedient zbyt wolno jak na moje odczucie ważył i pakował zamówiony przez nas towar. Po mojej głowie krążyły myśli „długo jeszcze? zaraz nie wytrzymam”. No, ale nie wytrzymam właściwie czego?... Po chwili odeszliśmy od tego stoiska, wiedząc, że pora na ewakuację, ale zrobiłam kilka kroków i okazało się, że jednak się uspokajam, więc poszliśmy po coś jeszcze. Potem była kolejna fala silniejszego lęku, więc zatrzymałam się i zamknęłam oczy, oddychając głęboko. I tak jeszcze kilka razy. Czekanie w kolejce do kasy było kolejnym wyzwaniem, no i jeszcze nie chciał się nabić kod na jednym z produktów, więc musieliśmy go wymienić, ale przetrwałam i to. Wyszłam ze sklepu dumna i blada :-)

Oczywiście (tu włącza się mój wewnętrzny krytyk) przewijały się przez moją głowę również myśli typu, że tak bardzo chciałabym móc spokojnie zrobić długie zakupy i powybierać produkty – nie robiłam tego w dużym supermarkecie chyba już kilka miesięcy nawet. I czemu „tylko tyle” dzisiaj. Ale tu właśnie pojawia się temat skali, który jest w tym całym wpisie taki istotny. Przyjdzie i pora na długie zakupy, dzisiaj wyzwaniem było wejść, kupić nawet jedną rzecz, zapłacić i wyjść. A ja zrobiłam więcej niż to i więcej niż zaplanowaliśmy przed wejściem. Wyzwanie absolutnie zakończone sukcesem i mogę się spokojnie poklepać po ramieniu.