Dzisiaj:
- zrobiłam porządki w moich zakładkach (linków było chyba kilkaset :-) ale dzięki bezkompromisowości i Evernote potrzebuję tylko niezbędne minimum)
- zasnęłam o 11 rano (chyba taki tydzień, może to przez pełnię, ale codziennie chodzę późno spać, choć to już był ekstremalny przypadek)
- zaspałam do lekarza na 15:30, bo rozładowała się bateria w moim telefonie i nie zadzwonił budzik, obudziłam się po 18
- wysprzątałam kuchnię na błysk (sprzątanie nie należy do moich ulubionych czynności, więc tym większa satysfakcja)
- podczas gdy pozostali domownicy delektowali się zamówioną pizzą, ja zrobiłam sobie pyszne „śniadanko”: pastę z tuńczyka z jajkiem (akurat wyjątkowo niewegańską, ale nabiału jednak znacznie bardziej konsekwentnie unikam), no i wypróbowałam przepis na mleko owsiane, miksując z niego zaraz koktajl bananowy – wyszło pycha!
- chilloutowałam się w Internecie (w tym pisząc poprzedni wpis)
- zbierałam pomysły na kolejne wpisy tutaj (i mam wrażenie, że nie skończy się na słomianym zapale – jest tyle rzeczy, o których chciałabym pisać!)
To chyba tyle. Noc jeszcze młoda – dwie ostatnie zasypiałam o perwersyjnych porach wczesno- lub nawet późnoporannych. Mam nadzieję, że dzisiaj się przemogę i zasnę wcześniej. Jutro na 13 mam umówione spotkanie na mieście, którego tym razem nie mogę przespać.